Witam w Psycho-Fusach!

Kiedy pijesz kawę lub herbatę, to wypijasz napój będący jej esencją. Na dnie kubka zwykle zostają fusy. Wszystko, czego doświadczamy w życiu, również zostawia fusy - emocjonalny odcisk. Jeśli przyjrzymy się mu bliżej, pobędziemy z nim, to doświadczymy odkrycia tego, co ważne, a co w psychoterapii nazywamy wglądem.

Mój blog, to notes dla moich wglądów, które pojawiały się w trakcie szkoleń, doświadczeń terapeutycznych, superwizyjnych, czy pracy w gabinecie.
Zamiast wysypywać je do kubła nieświadomości, dzielę się nimi - z Wami.

Mam nadzieję, że lektura bloga pozwoli Państwu odkryć to, co ważne.


Pozdrawiam -
Jakub Bieniecki

13 grudnia 2013

Zagraj nam Janie!

Przedstawiam Państwu opowieść o przemijaniu. Napisałem ją z myślą o problemie bezsenności. Polecam do czytania tło muzyczne - poniżej ścieżka dźwiękowa z filmu "Amelia".




Pewna kobieta od dwóch miesięcy nie mogła spać. Czekając na sen, ze złości wierciła się, przewracała z boku na bok, wzdychała. Wstawała z łóżka, by napić się ciepłych ziół, czytała nudną książkę, a kiedy przychodziła senność, znów zamykała oczy. Jak na złość, znowu nie mogła zasnąć i zmęczona tym wszystkim, z braku sił, odpływała chwilę nad ranem. Sen, nie dość, że krótki, był tak płytki, że kobieta wstawała do pracy, niczym pijana. Zdawało się, że za dnia, rzuca w domowników swoim kłębkiem nerwów, a oni odrzucali jej go na powrót. Nie dziwi więc, że opatulona swoją złością, wieczorem nie mogła spokojnie spać.

Dwa miesiące temu zmarł jej starszy brat Jan, który dożył wieku dostojnego, a który z wykształcenia był muzykiem. Grał na akordeonie, codziennie siedząc na swojej ulubionej ławce w parku. Siostra idąc do pracy często mijała grającego brata. Z jednej strony martwiła się o jego zdrowie, z drugiej podziwiała go, bo grał bez względu na pogodę. Czy upał, czy mróz, przygrywał ludziom idącym przez park, tym spokojnym i tym w pośpiechu. Ci, którzy pędzili, zwalniali lub zatrzymywali się i pewnie za tę chwilę spokojnego oddechu, dziękowali mu groszem. Ci spokojni, dzięki muzyce, podtrzymywali radość ducha, a ci smutni, czasem pozwalali sobie na łzy. Wszyscy chętnie wrzucali monety do futerału, jedni z wdzięczności, inni ze wzruszenia. Muzyka dotykała serc, bo płynęła z serca. Stary poczciwy Jan wyczuwał nastrój ulicy i co rusz zmieniał muzykę, by porwać dusze przechodniów. Ludzie zatrzymywali się, odpływali myślami, by po chwili ocknąć się i jak gdyby nic, pójść dalej przed siebie. Gdyby się przyjrzeć z boku, to widok był niesamowity. Wyglądało to tak, jakby Jan magicznym klawiszem akordeonu zatrzymywał czas. Nic więc dziwnego, że Jana i jego muzykę kochali wszyscy. 

Nic dziwił też fakt, że kiedy jego siostra kładła się spać, płakała za nim, a gdy zamykała oczy, widziała i słyszała, jak gra na swym ukochanym akordeonie. Znała niemal na pamięć jego ulubione melodie. Nie mogąc spać, myślała o pustym parku, bo bez muzyki, właśnie takim się stał. "Już ciebie nie ma Jasiu" - tęskniła w myślach. Sama świadomość tego, że był zawsze w jednym i tym samym miejscu, dawała jej poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Teraz głupie myśli towarzyszyły jej przed snem, że być może ona jest następna, a przecież to za wcześnie... 

Mijała kolejna bezsenna noc i kolejny zmęczony dzień. Pewnego wieczoru postanowiła położyć się wcześniej i gdy zamknęła oczy, znów usłyszała melodię płynącą z akordeonu. Coś jednak było inaczej. Jakby muzyka płynęła z zewnątrz. Uznała, że to prawdopodobnie z niewyspania umysł płata jej figle. Otworzyła oczy, lecz muzyka nie ustawała. Gdy otworzyła okno, dźwięki stały się jakby wyraźniejsze. 
- Słyszysz? - zapytała męża, który również poirytowany tym, co ostatnio działo się z żoną, odpowiedział pytająco: 
- Czy słyszę "co"?
- Muzykę. 
- Nic nie słyszę - westchnął, spoglądając przy tym na żonę zmartwionym wzrokiem.
- Przejdę się - skwitowała ostatecznie kobieta licząc, że łyk świeżego powietrza pomoże jej zasnąć po powrocie. 

Zarzuciła płaszcz, wsunęła pantofle i ruszyła na spacer. Słyszała wyraźnie, że ktoś nieopodal gra na akordeonie. Szła więc tam, skąd dochodziła muzyka. Dziwne, bo nikt w tej mieścinie nie grał tak dobrze na akordeonie, jak jej brat. Czyżby ktoś zajął jego miejsce? W parku nikogo nie zastała. Szła więc dalej za muzyką, słysząc ją coraz głośniej. Zdziwiła się bardzo, bo wiedziała, że aleja, którą idzie, prowadzi w kierunku cmentarza. "Chyba jestem chora na umyśle" - pomyślała, ale szła dalej przed siebie, aż w końcu znalazła się przed cmentarną bramą. Była na przemian to zbulwersowana, to zdziwiona i zaniepokojona. Pomyślała, że ktoś sobie urządza koncert na cmentarzu, albo z nią już jest naprawdę źle.
"Może powinnam odwiedzić psychiatrę?" - pomyślała. 

Metalowa brama cmentarna, jak zwykle, zapowiedziała swym skrzypnięciem wizytę gościa. Muzyka jakby przycichła, a kiedy kobieta weszła na dobrze znaną sobie alejkę, było słychać tylko niepewne pojedyncze dźwięki, aż w końcu nastala cisza. Kobieta dotarła nad grób brata, rozejrzała się. Żadnego śladu. Nikogo. Spojrzała na zdjęcie widniejące na nagrobku. Na małym portrecie uśmiechnięty brat trzymał akordeon, z którym go nota bene pochowano. Pomodliła się, po czym wróciła do domu.

Nazajutrz sytuacja się powtórzyła. Znowu kobieta słyszała muzykę i znowu wyszła na spacer, lecz nie złapała na gorącym uczynku żartownisia z akordeonem. Sytuacja powtarzała się co kilka dni i kobieta znalazła się już na skraju roztrojenia nerwowego. Obmyśliła plan. W sobotę, zanim zaszło słońce, poszła na cmentarz i usiadła daleko przy nieznanym sobie grobie, ale tak, by móc obserwować grób brata. Chciała przyłapać grajka na gorąco. 

Nastał wieczór, przyszła noc i nadal się nic nie działo. Pomyślała, że prędzej zaśnie na tej ławce z nudy i na tę myśl uśmiechnęła się sama do siebie. Kiedy księżyc wzeszedł wysoko na niebie, zobaczyła ludzi, którzy gromadzą się przy grobie brata. Ktoś w środku niewielkiego tłumu zaczął grać na akordeonie.  Popłynęła muzyka. W przerwie, przed kolejnym utworem tłum radośnie zawołał: "Zagraj nam Janie, nim świt nastanie!", po czym niezwykle uzdolnione palce tchnęły duszę w instrument i znów popłynęła muzyka. Kobieta ze złością ruszyła przed siebie, żeby ostatecznie rozprawić się z towarzystwem. Gdy zbliżała się do grobu muzyka ucichła i zwolniła tak, jakby między kolejnymi akordami grający chciał usłyszeć, czy ktoś nadchodzi. Zanim podeszła do grobu, całe towarzystwo jakby się rozpłynęło. Rozejrzała się wokół - ani żywej duszy! Gdy odwróciła się w kierunku grobu, na ławeczce ujrzała brata z akordeonem. Uśmiechnięty zapytał: "Jest noc, dlaczego nie śpisz siostro?", po czym zniknął.