Przedstawiam Państwu opowieść o przemijaniu. Napisałem ją z myślą o problemie bezsenności. Polecam do czytania tło muzyczne - poniżej ścieżka dźwiękowa z filmu "Amelia".
Pewna kobieta od dwóch miesięcy nie mogła spać. Czekając na sen, ze złości wierciła się, przewracała z boku na bok, wzdychała. Wstawała z łóżka, by napić się ciepłych ziół, czytała nudną książkę, a kiedy przychodziła senność, znów zamykała oczy. Jak na złość, znowu nie mogła zasnąć i zmęczona tym wszystkim, z braku sił, odpływała chwilę nad ranem. Sen, nie dość, że krótki, był tak płytki, że kobieta wstawała do pracy, niczym pijana. Zdawało się, że za dnia, rzuca w domowników swoim kłębkiem nerwów, a oni odrzucali jej go na powrót. Nie dziwi więc, że opatulona swoją złością, wieczorem nie mogła spokojnie spać.
Pewna kobieta od dwóch miesięcy nie mogła spać. Czekając na sen, ze złości wierciła się, przewracała z boku na bok, wzdychała. Wstawała z łóżka, by napić się ciepłych ziół, czytała nudną książkę, a kiedy przychodziła senność, znów zamykała oczy. Jak na złość, znowu nie mogła zasnąć i zmęczona tym wszystkim, z braku sił, odpływała chwilę nad ranem. Sen, nie dość, że krótki, był tak płytki, że kobieta wstawała do pracy, niczym pijana. Zdawało się, że za dnia, rzuca w domowników swoim kłębkiem nerwów, a oni odrzucali jej go na powrót. Nie dziwi więc, że opatulona swoją złością, wieczorem nie mogła spokojnie spać.
Dwa miesiące temu zmarł jej starszy brat Jan, który dożył wieku dostojnego, a który z wykształcenia był muzykiem. Grał na akordeonie,
codziennie
siedząc na swojej ulubionej ławce w parku. Siostra idąc do pracy często mijała grającego brata. Z jednej strony martwiła się o jego zdrowie, z drugiej podziwiała go, bo grał bez względu na pogodę. Czy upał, czy mróz, przygrywał ludziom idącym przez park, tym spokojnym i tym w pośpiechu. Ci, którzy pędzili, zwalniali lub zatrzymywali się i pewnie za tę chwilę spokojnego oddechu, dziękowali mu groszem. Ci spokojni, dzięki muzyce, podtrzymywali radość ducha, a ci smutni, czasem pozwalali sobie na łzy. Wszyscy chętnie wrzucali monety do futerału, jedni z wdzięczności, inni ze wzruszenia. Muzyka dotykała serc, bo płynęła z serca. Stary poczciwy Jan wyczuwał nastrój ulicy i co rusz zmieniał muzykę, by porwać dusze przechodniów. Ludzie zatrzymywali się, odpływali myślami, by po chwili ocknąć się i jak gdyby nic, pójść dalej przed siebie. Gdyby się przyjrzeć z boku, to widok był niesamowity. Wyglądało to tak, jakby Jan magicznym klawiszem akordeonu zatrzymywał czas. Nic więc dziwnego, że Jana i jego muzykę kochali wszyscy.
Nic dziwił też fakt, że kiedy jego siostra kładła się spać, płakała za nim, a gdy zamykała oczy, widziała i słyszała, jak gra na swym ukochanym akordeonie. Znała niemal na pamięć jego ulubione melodie. Nie mogąc spać, myślała o pustym parku, bo bez muzyki, właśnie takim się stał. "Już ciebie nie ma Jasiu" - tęskniła w myślach. Sama świadomość tego, że był zawsze w jednym i tym samym miejscu, dawała jej poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Teraz głupie myśli towarzyszyły jej przed snem, że być może ona jest następna, a przecież to za wcześnie...
Mijała kolejna bezsenna noc i kolejny zmęczony dzień. Pewnego wieczoru postanowiła położyć się wcześniej i gdy zamknęła oczy, znów usłyszała melodię płynącą z akordeonu. Coś jednak było inaczej. Jakby muzyka płynęła z zewnątrz. Uznała, że to prawdopodobnie z niewyspania umysł płata jej figle. Otworzyła oczy, lecz muzyka nie ustawała. Gdy otworzyła okno, dźwięki stały się jakby wyraźniejsze.
- Słyszysz? - zapytała męża, który również poirytowany tym, co
ostatnio
działo się z żoną, odpowiedział pytająco:
- Czy słyszę "co"?
- Muzykę.
- Nic nie słyszę - westchnął, spoglądając przy tym na żonę zmartwionym wzrokiem.
- Przejdę się - skwitowała ostatecznie kobieta licząc, że łyk świeżego powietrza pomoże jej zasnąć po powrocie.
Zarzuciła płaszcz, wsunęła pantofle i ruszyła na spacer. Słyszała wyraźnie, że ktoś nieopodal gra na akordeonie. Szła więc tam, skąd dochodziła muzyka. Dziwne, bo nikt w tej mieścinie nie grał tak dobrze na akordeonie, jak jej brat. Czyżby ktoś zajął jego miejsce? W parku nikogo nie zastała. Szła więc dalej za muzyką, słysząc ją coraz głośniej. Zdziwiła się bardzo, bo wiedziała, że aleja, którą idzie, prowadzi w kierunku cmentarza. "Chyba jestem chora na umyśle" - pomyślała, ale szła dalej przed siebie, aż w końcu znalazła się przed cmentarną bramą. Była na przemian to zbulwersowana, to zdziwiona i zaniepokojona. Pomyślała, że ktoś sobie urządza koncert na cmentarzu, albo z nią już jest naprawdę źle.
"Może powinnam odwiedzić psychiatrę?" - pomyślała.
"Może powinnam odwiedzić psychiatrę?" - pomyślała.
Metalowa brama cmentarna, jak zwykle, zapowiedziała swym skrzypnięciem wizytę gościa. Muzyka jakby przycichła, a kiedy kobieta weszła na dobrze znaną sobie alejkę, było słychać tylko niepewne pojedyncze dźwięki, aż w końcu nastala cisza. Kobieta dotarła nad grób brata, rozejrzała się. Żadnego śladu. Nikogo. Spojrzała na zdjęcie widniejące na nagrobku. Na małym portrecie uśmiechnięty brat trzymał akordeon, z którym go nota bene pochowano. Pomodliła się, po czym wróciła do domu.
Nazajutrz sytuacja się powtórzyła. Znowu kobieta słyszała muzykę i znowu wyszła na spacer, lecz nie złapała na gorącym uczynku żartownisia z akordeonem. Sytuacja powtarzała się co kilka dni i kobieta znalazła się już na skraju roztrojenia nerwowego. Obmyśliła plan. W sobotę, zanim zaszło słońce, poszła na cmentarz i usiadła daleko przy nieznanym sobie grobie, ale tak, by móc obserwować grób brata. Chciała przyłapać grajka na gorąco.
Nastał wieczór, przyszła noc i nadal się nic nie działo. Pomyślała, że prędzej zaśnie na tej ławce z nudy i na tę myśl uśmiechnęła się sama do siebie. Kiedy księżyc wzeszedł wysoko na niebie, zobaczyła ludzi, którzy gromadzą się przy grobie brata. Ktoś w środku niewielkiego tłumu zaczął grać na akordeonie. Popłynęła muzyka. W przerwie, przed kolejnym utworem tłum radośnie zawołał: "Zagraj nam Janie, nim świt nastanie!", po czym niezwykle uzdolnione palce tchnęły duszę w instrument i znów popłynęła muzyka. Kobieta ze złością ruszyła przed siebie, żeby ostatecznie rozprawić się z towarzystwem. Gdy zbliżała się do grobu muzyka ucichła i zwolniła tak, jakby między kolejnymi akordami grający chciał usłyszeć, czy ktoś nadchodzi. Zanim podeszła do grobu, całe towarzystwo jakby się rozpłynęło. Rozejrzała się wokół - ani żywej duszy! Gdy odwróciła się w kierunku grobu, na ławeczce ujrzała brata z akordeonem. Uśmiechnięty zapytał: "Jest noc, dlaczego nie śpisz siostro?", po czym zniknął.
Nastał wieczór, przyszła noc i nadal się nic nie działo. Pomyślała, że prędzej zaśnie na tej ławce z nudy i na tę myśl uśmiechnęła się sama do siebie. Kiedy księżyc wzeszedł wysoko na niebie, zobaczyła ludzi, którzy gromadzą się przy grobie brata. Ktoś w środku niewielkiego tłumu zaczął grać na akordeonie. Popłynęła muzyka. W przerwie, przed kolejnym utworem tłum radośnie zawołał: "Zagraj nam Janie, nim świt nastanie!", po czym niezwykle uzdolnione palce tchnęły duszę w instrument i znów popłynęła muzyka. Kobieta ze złością ruszyła przed siebie, żeby ostatecznie rozprawić się z towarzystwem. Gdy zbliżała się do grobu muzyka ucichła i zwolniła tak, jakby między kolejnymi akordami grający chciał usłyszeć, czy ktoś nadchodzi. Zanim podeszła do grobu, całe towarzystwo jakby się rozpłynęło. Rozejrzała się wokół - ani żywej duszy! Gdy odwróciła się w kierunku grobu, na ławeczce ujrzała brata z akordeonem. Uśmiechnięty zapytał: "Jest noc, dlaczego nie śpisz siostro?", po czym zniknął.