Witam w Psycho-Fusach!

Kiedy pijesz kawę lub herbatę, to wypijasz napój będący jej esencją. Na dnie kubka zwykle zostają fusy. Wszystko, czego doświadczamy w życiu, również zostawia fusy - emocjonalny odcisk. Jeśli przyjrzymy się mu bliżej, pobędziemy z nim, to doświadczymy odkrycia tego, co ważne, a co w psychoterapii nazywamy wglądem.

Mój blog, to notes dla moich wglądów, które pojawiały się w trakcie szkoleń, doświadczeń terapeutycznych, superwizyjnych, czy pracy w gabinecie.
Zamiast wysypywać je do kubła nieświadomości, dzielę się nimi - z Wami.

Mam nadzieję, że lektura bloga pozwoli Państwu odkryć to, co ważne.


Pozdrawiam -
Jakub Bieniecki

26 listopada 2013

Smocze łuski

Z radością przedstawiam Państwu nową bajkę terapeutyczną. Napisałem ją z myślą o osobach, które są autoagresywne - drapią się, gryzą, mają choroby skóry, np. atopię (AZS), łuszczycę. Z powodzeniem można przedstawić bajkę osobom z zaburzeniami odżywiania (anoreksja, bulimia) oraz wszystkim tym, którzy zwykli mówić, że mają zaniżoną samoocenę. Czy bajkę można czytać dzieciom? Wasza decyzja.

Dawno dawno temu, w odległym hen kraju, wybrał się łowczy z kuszą do gaju.
A lasy tamtejsze w zwierzynę bogate - to ptaki, to dziki, jelenie rogate.
Oko miał bystre, serce ze stali. Trafiał on celnie nawet z oddali.
Ptaków strzelił w swym życiu bez liku, marzył więc łowczy o wielkim byku.
Co by poroże miał wielkie, jak drzewo. Niechaj ludziska we wsi uwierzą,
Że młodzi, odważni potrafią polować. Kuszą z oddali - w serca celować.
Tylko jednego się bali myśliwi i przecież nikogo to wcale nie dziwi -
Smoki od wieków krainą władały, każdy przed smokiem stawał się mały.
Paszcze ogromne, wielkie zębiska, a w gardłach smoków płonęły ogniska!
Całe zielone, na głowie rogate, z długim ogonem, wielkie, skrzydlate.
Kto nie wierzy w taką plotę, że bywają smoki złote, 
niech po lesie sam nie kroczy, bo go strawi oddech smoczy.

A nasz łowczy, dzielny chłop, w lesie znalazł jakiś trop.
Klęka, patrzy i nie wierzy, łuska smocza w trawie leży!
Lekka niczym płatek z kwiata, duża, twarda, chropowata.
Całkiem ładna, w kształcie łezki, lecz w kolorze jest niebieskim!
Idzie dalej młodzian, duma, umysł prosty, więc nie kuma:
"Jak to, smoki są niebieskie? Nie zielone, nie królewskie -
złote, co to o nich mówią?". Wnet wzrok jego coś przykuwa!
We mchu leży łuska zacna, lecz w kolorze jest szkarłatna!
Karminowa, jakby krwista, wziął ją łowczy i zagwizdał,
ze zdumienia oczywiście! Już odgarnia młodzian liście,
czy ich więcej gdzie nie leży... Wtem na karku włos się jeży -
myśliwemu, bowiem słyszy, ktoś gdzieś sapie, prycha, dyszy.
Za pień skacze, ściąga kuszę, na ramieniu trzyma duszę.
Wzrok wytężył i w skupieniu, dostrzegł bestię przy kamieniu,
Chciał się zbliżyć, na kucaka, lecz by gałąź żadna jaka,
Nie strzyknęła mu pod butem, jął się czołgać, co atutem,
myśliwego było - wielkim sprytem, podejść zwierzę, lecz ukrytym!
Przygląda się z bliska smoku, to z przodu, to trochę z boku.
Łuski ma smok aksamitne i wszystkie czerwono-błękitne!
Wielki łeb, a na nim rogi, już trzęsą się chłopu nogi.
Nozdrza duże i szerokie, kręci głową gad na boki.
Gryzie się, skórę rozdziera, cóż to za smocza maniera?
Zębami się szpeci i kłuje, łuski odrywa i pluje,
Skórę rozcina róg smoczy, krwią cała bestia się broczy.
Co dalej widział myśliwy, to nic tylko same dziwy.
Smoczej rozmowy był świadkiem, słuchał więc łowczy ukradkiem.
Nie wiedział o czym jest mowa, bo nie znał smoczego słowa...

Zielony smok z góry nadleciał, i przysiadł i ślipie swe wlepia:
- Cóż czynisz bracie smoku?
- Nie cierpię swojego widoku! Kolory mam straszne, paskudne!
- Hej bracie smoku, one są cudne!
- Czerwone, niebieskie - tfu! - skąd się wzięły! 
- Pewnie od matki twej się przyjęły, i od smoka - ojca twojego.
- Tfu! Nie chcę koloru takiego! Co to za smoki ohydne wręcz były, że przed wszystkimi, tak oszpeciły. Szpetne mam życie, ukrywać się muszę. Niech mnie zastrzelą, przebiją duszę!
- Nie brakuje bracie smoku, w niebiańskim obłoku, smoków pięknych złotych...
- Wiem o tym!
- A wiesz, że są to smoki leciwe, dziadki dostojne...
- Ich życie obdarowało hojnie! Ja nic nie dostałem, tylko wstręt i pogardę. Życie takie niewiele jest warte.
- Gardzisz sam sobą, bracie smoku. I kolorami, co masz je na boku. Złotym każdy smok kiedyś się staje. Jeśli przyjmuje, to co dostaje. Gdy wyrwiesz łuskę, nic nie zostanie. Zaraz cię człowiek kuszą dostanie...

Odleciał zielony skończywszy rozmowę, a łowczy patrzy i drapie się w głowę: 
"Smoka sam jeden, nikt nigdy nie dorwał, ten słaby, sam zbroję swą porwał!"
Kuszę pochwycił, bełtem uzbroił, do smoka skoczył i dwoił, się troił. 
Skakał przed smokiem, celował z kuszy. Czekał i patrzył, czy smok się poruszy. 
I czekał, aż łeb swój obróci smoczy. Chciał bestii spojrzeć głęboko w oczy. 
I już miał zwolnić bełt ostry z kuszy, lecz coś łowczego ukuło w duszy -
Smutne było spojrzenie smocze, zrezygnowane i szkliste miał oczy. 
"Strzelaj idioto" - myśl jedna mu skacze. Jednak nie może, bo serce mu płacze.
Żal mu było zabijać smoka, i łza popłynęła łowczemu z oka. 

Powrócił łowczy do wsi - swojej chaty. Wkrótce był sławny, nawet bogaty.
Łuski sprzedał niebieskie, czerwone, zakupił je sam król, kolekcjoner!
Młodemu łowcy dał sporą nagrodę: złoto, ziemię i dwór wraz z zagrodą.
Po całej krainie wieści rozbiegły, że łowczy odważny oraz przebiegły,
Że smoka sam jeden ubić potrafił. Nie wiedział nikt, że smoka nie zabił...

Smok wtedy zdumiał się w swej rozterce, że ktoś zobaczył złamane serce.
Zwykły go człowiek, ot tak, pokochał. Smok ze wzruszenia, też wtedy szlochał.
Docenił swe życie, co dostał w honorze. Zjawiał się czasem w łowczego dworze,
Łuskę złotą mu w darze zostawiał, którą to potem łowczy sprzedawał.

Łowczy ukrywał historię w duszy. Nigdy już także nie strzelił z kuszy.
Mi było dane z łowczym rozmawiać, po to, by słowa wam te przekazać:
Uwierzcie, to nie są żadne ploty - każdy smok kiedyś staje się złoty!
Serce ze stali też staje się złote, gdy miłość przyjmuje - dając ją potem.