Przedstawiam Państwu nową baśń, która w zamyśle miała być baśnią terapeutyczną dla osób chorych na cukrzycę. Jednakże historia potoczyła się własną drogą. Dlatego powstała trochę inna opowieść. Inna, bo trudna, być może oburzająca... lecz równie ważna. Proszę nie czytać tej baśni dzieciom. Proszę ją czytać dorosłym...
Dawno dawno temu dla mieszkańców pewnej krainy nastały trudne czasy. Panowały długie i srogie zimy, a okres plonów i żniw trwał krótko. Zdarzało się, że złowroga pogoda niszczyła uprawy, lub przeszkadzała w żniwach, więc praca rolników szła na marne. Mieszkańcy wsi ważyli każde ziarno zboża, aby starczyło dla rodziny oraz zwierząt, których także zostało już niewiele.
Dawno dawno temu dla mieszkańców pewnej krainy nastały trudne czasy. Panowały długie i srogie zimy, a okres plonów i żniw trwał krótko. Zdarzało się, że złowroga pogoda niszczyła uprawy, lub przeszkadzała w żniwach, więc praca rolników szła na marne. Mieszkańcy wsi ważyli każde ziarno zboża, aby starczyło dla rodziny oraz zwierząt, których także zostało już niewiele.
Ponura aura panowała także w domach. Nie brakowało
drewna, toteż ognia i ciepła było pod dostatkiem. Ale cóż z tego, jeśli
niewiele można było włożyć do gara? Większość kociołka wypełniał więc smutek
gospodarzy. Z ciężkim sercem rodzice zasiadali do posiłku widząc, że dzieci nie
mogły się najeść do syta. Jednak dzieci przyzwyczaiły się z czasem do
burczących brzuchów i dla odwrócenia uwagi najchętniej zajmowały się psotami
oraz zabawami. W dobrą pogodę, wybiegały przed domy, łącząc się w wesołe i
głośne gromadki. Wieczorami, by nasycić głód życia, słuchały legend i opowieści
rodziców, po czym zapadały w sen o słońcu i przygodach.
Jedna z legend mówiła o
miejscowej Kryształowej Wiedźmie, jednak nie opowiadano jej dzieciom. Ktoś
odważny rzucał czasem plotki, gdzieś zasłyszane. Wiadomo było, że mieszka w
górach, toteż przestrzegano dzieci, żeby same nie oddalały się od domu i nie
chodziły w stronę gór. Z pewnością ten, kto widział wiedźmę, ten już nigdy do
domu nie wrócił. O Kryształowej Wiedźmie nie rozmawiano głośno – ze strachu,
ale przede wszystkim ze wstydu...
W obliczu panującego głodu
mieszkańcy dokonywali czynów strasznych i haniebnych. We wsi rodziło się dużo
dzieci i żeby rodziny mogły przetrwać, dzieci pozbywano się. Kiedy rodziło się
kolejne dziecko, matki szły głęboko w las u podnóża gór, by porzucić tam
nowonarodzone dziecko. Był to powszechny proceder, o którym wszyscy wiedzieli,
a który pomijano milczeniem. Choć w tę część lasu rzadko kto się zapuszczał, z
łatwością można było dostrzec wydeptaną ścieżkę. Leżące gdzieniegdzie kryształy
wskazywały kierunek do miejsca zwanego przez wieśniaków Świątynią. Pośrodku
kręgu starych drzew znajdował się kopiec kryształów, a na nim płaski kamień, na
którym matki porzucały dzieci i uciekały w popłochu. Nikt nie zbierał
kryształów, gdyż jak głosiła legenda, kryształy przynosiły śmierć. Obawiano się
zatem, że kto dotknie kryształu, ten umrze. Złe zamiary przypisywano oczywiście
wiedźmie. Ludzie wierzyli, że wiedźma karmi się ludzkimi duszami. Podrzucając
dzieci, ludzie byli przekonani, że wiedźma wykonuje za nich najgorszą pracę.
Porzuconych dzieci nikt nigdy więcej nie widział.
Skończył się okres
Wielkiej Zimy i spełniły się dziecięce marzenia o słońcu. Dojrzało kolejne
pokolenie, które mogło cieszyć się obfitymi plonami. Kolejne dzieci słuchały
przed snem różnych legend i baśni. Opowiadano również legendę o miejscowej
Kryształowej Wiedźmie, która straszyła w lesie i porywała dzieci. Dlatego
dzieci trzymały się z dala od lasu, na czym najbardziej zależało rodzicom. Nikt
jednak nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie, dokąd porywała dzieci
Kryształowa Wiedźma i co się z nimi działo.
Młoda Miriam, znana ze
swej dobroci i czystego serca, postanowiła odnaleźć porwane dzieci. O świcie
wyruszyła do lasu kierując się w stronę podnóża gór. Cały dzień przedzierała
się przez gęsty i dziki las, a kiedy zaszło słońce, w lesie zrobiło się ponuro.
Miriam z niepokojem stwierdziła, że nie wie gdzie jest i w którą stronę powinna
dalej iść. Wtedy w gąszczu paproci ujrzała mały blask. Był to niewielki
kryształ, który świecił tak mocno, że Miriam mogła dalej iść przez las. Dopiero
kiedy zapadł mrok w oddali ujrzała kolejny kryształ, więc udała się w jego
kierunku. Potem zobaczyła następny i następny i ze zdumieniem odkryła starą
udeptaną ścieżkę. Zbliżyła się do miejsca, w którym było jasno jak za dnia.
Miriam domyśliła się, że to pewnie dom wiedźmy, dlatego ze strachu skuliła się
nieopodal pod drzewem i postanowiła poczekać do rana.
Nazajutrz, kiedy las
nabrał swoich dziennych kolorów cichutko zakradła się do miejsca, które rzucało
dookoła świetlne bliki. W kręgu wielkich drzew usypany był kopiec kryształów, a
na nim widniał kamień – duży i płaski, niczym katafalk. Zachwycona blaskiem
niemal nie zauważyła siedzącej na pniu kobiety. Nie widziała, czy jest młoda,
czy stara, bowiem kobieta siedziała do niej tyłem. Jej biała szata spływała aż do
ziemi, a kaptur skrywał tajemnicze lico. W ręku kobieta trzymała długą, lśniącą
kryształową laskę. Kiedy wsparła się na niej, by wstać, Miriam wstrzymała
oddech. Serce zabiło jej mocniej, gdyż wiedziała, że patrzy właśnie na
Kryształową Wiedźmę. Kiedy kobieta wstała i zrobiła krok do przodu z szaty
obsypały się dwa kryształy, upadając na ziemię. Szła powolnym krokiem przed
siebie, co jakiś czas gubiąc kolejne kryształy.
Nie wiadomo, czy to
ciekawość, czy dobroć serca Miriam sprawiły, że podążyła za wiedźmą, zbierając
po drodze jej kryształy. Kiedy znalazła się u podnóża gór miała już sporo
kryształów w plecaku. Przed nią rozciągała się droga wzwyż. Była niemal pewna,
że to ścieżka, którą spacerowała Kryształowa Wiedźma i choć zniknęła jej z
oczu, czuła że podąża tuż za nią. Trudno było powiedzieć, czy to lęk, czy chłód
sprawiały, że dziewczyna miała gęsią skórkę.
Dotarła do półki skalnej i
wtedy zawahała się. Ocalić życie i zawrócić, czy poświęcić wszystko, by znaleźć
odpowiedź na nurtujące pytania? Ciążył też plecak pełen kryształów, zbieranych
po drodze. Miriam postanowiła zwrócić kryształy i ruszyła naprzód…
Widok, który ujrzała był oszałamiający.
Kryształowa brama otwierała przed nią świat lśniący i cudny, o jakim nigdy nie śniła.
Cała część góry wyrzeźbiona była w krysztale, a na wprost otwarte drzwi do
groty. Liczne ornamenty, symbole, których nie rozumiała, wprawiły ją w zachwyt.
Wszystko było przezroczyste, niczym z lodu, połyskujące i rzeźbione niczym
boską ręką. Choć wszystko wydawało się wyrzeźbione z diamentu, miało w sobie też
coś smutnego. W tej świątyni kryształu wszystko wydawało się puste. Cisza,
pustka i przenikający chłodem spokój. Gdyby się przyjrzeć sercem, to każdy
element, mimo swojego piękna, sprawiał odczucie pustki. Tak, jakby brakowało
wnętrza, wypełnienia... duszy. Miriam ogarnął smutek. Pomyślała, jak wiedźma
może żyć w takiej pustce tyle lat? Przechodząc przez próg zobaczyła równie
pięknie zdobione wnętrze. Można było odnieść wrażenie, że palące się świece i
ogień w kominku rozpuszczą ten lodowy świat, jednak kryształ nie poddawał
się ogniu. Wiedźma siedziała na jednym z dwóch diamentowych krzeseł. Dla Miriam
stało się jasne, że wiedźma jest świadoma jej obecności.
Drugie krzesło było dla
niej. Mimo mocno bijącego serca podeszła do krzesła i przywitała się słowami: „Dzień
dobry Pani”, po czym usiadła. Spojrzała na twarz kobiety i walczyła z całych
sił, by nie wpaść w panikę. Jednak wzrok wiedźmy utkwiony był w, stojącej na
stoliku, kryształowej kuli. Kobieta była jakby nieobecna, zapatrzona gdzieś w
dal. Miriam nie mogła odgadnąć, czy oczy wiedźmy są szare, niebieskie, srebrne,
czy białe. Jej wzrok był pusty. Trudno było odgadnąć wiek kobiety, gdyż jej
twarz wyglądała raz staro, raz młodo. Piękne rysy twarzy, podkreślały długie
białe włosy oraz lśniące srebrne usta. Milczenie i pustka bijąca z nieobecnego
wzroku odbierały jej całe piękno. Żeby przerwać trudną do zniesienia ciszę
Miriam chciała zadać kobiecie pytanie, lecz szybko zrozumiała, że było by to niestosowne.
Gryzła się ze swoimi myślami, zauważając przy tym, że przestała się bać. Wtedy
dziewczyna ściągnęła plecak i otworzyła go, ukazując kobiecie zbierane po
drodze kryształy.
- Zgubiła Pani kryształy,
więc… - rzekła i przerwała widząc, że kobieta odwróciła wzrok w jej stronę.
Spojrzała tylko na chwilę, po czym odwróciła wzrok w stronę kuli. Miriam
podążyła za spojrzeniem kobiety i przyjrzała się uważnie kuli. Obrazy zmieniały
się czasem wolniej czasem szybciej, jakby odtwarzały najważniejsze sceny z
życia.
Zobaczyła tam obraz miłości młodej kobiety i mężczyzny. Kobieta była bardzo
podobna do niej i - ku jej zaskoczeniu - rozpoznała w niej swoją matkę. Miriam
ujrzała matkę za młodu, która choć przed chwilą była pełna szczęścia i miłości,
teraz ukazywała się jako kobieta zlękniona. Następnie ujrzała czasy wielkiej zimy,
głód, surowe oblicze swojej babki i smutną minę matki. Jakby chciała skryć
tajemnicę, nie do ukrycia. Matka tuliła swój brzuch i rozpaczała, była zdana
sama na siebie. Kiedy zobaczyła mamę z większym brzuchem zrozumiała, że mama
była brzemienna. Nie rozumiała jednak, dlaczego każdego dnia matka rozpaczała.
Następny obraz ukazał poród i nawet sama Miriam zdziwiona była, że obraz
noworodka bardziej ją w tej chwili niepokoił, jak radował. Coś ściskało ją w
środku, bo nie rozumiała dlaczego przeżywa naprzemiennie wzruszenie, niepokój,
rozpacz, czy złość.
Dalej zobaczyła matkę z
dzieckiem idącą przez gęsty las, wchodzącą na ścieżkę, którą Miriam szła dzień
wcześniej. W oczach swojej matki widziała strach, na twarzy maskę determinacji
i słuszności. Obraz ten budził w Miriam złość. Dalej pojawił się obraz kręgu
drzew i kamienia, na którym matka położyła zawinięte w chustę dziecko. Kiedy
matka oddaliła się, zostawiając dziecko na kamieniu, Miriam ścisnęło w środku.
Dziecko krzyczało, płakało, nastała noc, a potem następny dzień. Miriam czuła
jak wzbierają się jej łzy. Dziecko przestało już płakać. Patrzyło gdzieś wysoko
i daleko w niebo. Zanim odeszło, z oczu popłynęły ostatnie łzy, które spadając,
zamieniły się w dwa kryształy. Z oczu Miriam popłynęły łzy. Poczuła, jakby coś
w niej umarło.
Następnie w kryształowej
kuli Miriam zobaczyła wiedźmę, która zabiera dziecko i zanosi w góry. Idzie w
głąb groty, schodzi głęboko po krętych schodach do komnaty z licznymi
wgłębieniami w skałach. Tam składa dziecko w jednym z licznych malutkich sarkofagów.
Miriam spojrzała na
kobietę z szacunkiem. Ich spojrzenia w końcu się spotkały. W oczach kobiety nie
było ani potępienia, ani smutku, ani żalu, ani złości. Spoglądała na Miriam
życzliwie. Dziewczyna zrozumiała, że nie patrzy na wiedźmę, a na kobietę, która
troszczyła się o pochówek dla porzucanych dzieci. Wtedy poczuła wdzięczność do
kobiety i wzruszyła się.
Kryształowa Pani uniosła
spod nóg Miriam kryształ i schowała go w dłoni. Następnie wyciągnęła rękę ku
Miriam. Dziewczyna wyciągnęła otwartą dłoń, na którą spadł kryształ z oprawą.
Przewlekła więc kawałek rzemienia odprutego z plecaka, po czym zawiesiła go
sobie na szyi. Kobieta odwróciła wzrok w stronę kuli, a Miriam pożegnała się i
ruszyła powrotną drogę do domu.