Witam w Psycho-Fusach!

Kiedy pijesz kawę lub herbatę, to wypijasz napój będący jej esencją. Na dnie kubka zwykle zostają fusy. Wszystko, czego doświadczamy w życiu, również zostawia fusy - emocjonalny odcisk. Jeśli przyjrzymy się mu bliżej, pobędziemy z nim, to doświadczymy odkrycia tego, co ważne, a co w psychoterapii nazywamy wglądem.

Mój blog, to notes dla moich wglądów, które pojawiały się w trakcie szkoleń, doświadczeń terapeutycznych, superwizyjnych, czy pracy w gabinecie.
Zamiast wysypywać je do kubła nieświadomości, dzielę się nimi - z Wami.

Mam nadzieję, że lektura bloga pozwoli Państwu odkryć to, co ważne.


Pozdrawiam -
Jakub Bieniecki

15 czerwca 2013

O problemach dzieci i młodzieży

Problemy rodziców z nastolatkami, to grupa popularnych zgłoszeń w szkole, w gabinetach psychologów, czy psychoterapeutów. Jakże często rodzice przychodzą z dzieckiem i mówią nie-wprost: "proszę naprawić moje dziecko". No tak, w ciągu kilkunastu lat można naprawdę zepsuć dziecko :) A jakże często rodzice przyznają: "to nasza wina", albo obwiniają się wzajemnie z partnerem: "to przez niego... to żona...". Rodzice przychodzą często z pomysłami na to, jak jest i dlaczego tak jest. Nafaszerowani telewizyjną i gazetową psychologią, są przeświadczeni, że dziecko potrzebuje psychologa. Rzekomo psycholog rozwiąże trudności nastolatka. Niestety, ale dziecko, to nie samochód, który oddaje się do naprawy. Trzeba wyjaśnić zatem kilka istotnych wątków... 

Po pierwsze, rodzice nie są w stanie zepsuć swojego dziecka. Dziwne, prawda? Przecież to, jakie jest dziecko, wynika z wychowania jego rodziców. To rodzice mają wpływ na dziecko. Prawda! Pozbądźmy się złudzeń - rodzice nie są w stanie uchronić dziecka przed "własną patologią". Rodzice nie unikną tego, choćby czytali najnowsze książki psychologiczne i niezliczoną ilość blogów psychoterapeutycznych :) Niektórym się wydaje, że gdyby dziecko wychowało się w innej rodzinie, to nie przejęło by patologii. Doświadczenie wyraźnie pokazuje, że wtedy pojawia się "patologia" u dziecka, jako próba odnalezienia drogi do rodziców. 

Dzieci nie są złe. Dzieci są w służbie rodziców. Dzieci oddają się rodzicom, przejmują ich ciężar. Dzieci chronią rodziców i pilnują, żeby w domu rodzinnym nie zniknął szacunek i miłość do któregoś z członków rodziny. Dziecko, które mieszka z rodzicami, pozostaje bezpośrednio pod ich wpływem i psychoterapia takiego dziecka, często mija się z celem. Wielu klinicystów się nie zgodzi. Zawsze znajdą sens pracy z dzieckiem. Ja także widzę sens pracy z dzieckiem, jednak jestem przekonany, że rozwiązanie problemów nastolatka bez rodziców, ma bardzo małe szanse. Jest to możliwe, jednak nastolatek płaci wtedy podwójny koszt, bierze na swoje barki podwójny ciężar. Można porównać to do obrazu, w którym każdy w rodzinie nosi na plecach ciężar w postaci worka ziemniaków. W przypadku problemu dziecka - niesie ono swój worek ziemniaków i dodatkowo worek rodzica. Pracujący  z dzieckiem specjalista uczy więc dziecko, jak radzić sobie z drugim workiem i jak ma ciągnąć go przez życie. Zapraszając na terapię rodziców, mówimy im wprost - "To Państwa worki, proszę je wziąć". Oczywistym jest to, co czuje dziecko w pierwszym przykładzie, a co, w drugim. A jak reagują na to rodzice? Oj rożnie...

Wielokrotnie pracowałem z młodymi ludźmi i choć dawałem im rozwiązana ich problemów na dłoni, nie chcieli z nich korzystać. Dzieci przekazują nam komunikat: "moje objawy chronią coś lub kogoś w moim domu, proszę mi je zostawić". Łatwo można się domyśleć, że stosowanie farmakoterapii jest przełamywaniem tej obrony. Cóż im wtedy pozostaje? Nic, dlatego zabieranie objawu powoduje depresję - rozpaczliwą rezygnację.

Problemy dzieci mogą mieć podłoże na poziomie podstawowym i na głębszym poziomie - metasystemowym. Kiedy myślę o podstawowym podłożu, najczęściej problemy dzieci są wypadkową relacji między rodzicami. Dziecko uwewnętrznia obraz ojca i matki we wzajemnej relacji, nawet jeśli jeden z rodziców jest nieobecny. Jeśli, dla przykładu, dziecko mieszka z matką po rozwodzie, w jego zachowaniu przejawiać się będzie sposób, w jaki matka tworzy relację z ojcem. Jeśli nim gardzi - dziecko uczy się pogardy i będzie wyniosłe. Jeśli między rodzicami jest szacunek, dzieci zwykle są szczęśliwe. 
Napisałem "zwykle", ponieważ czasami na podstawowym poziomie dziecko robi coś w służbie jednego z rodziców. Kiedy umiera babcia, mama mamy, dziecko płacze, przeżywa żałobę, w przeciwieństwie do matki, która próbuje "zachować twarz". Inny przykład pokazuje, kiedy dziecko prowokuje rodzica swoim zachowaniem, aby ten wyładował swoje frustracje na dziecku. Robią to bardzo skutecznie i akurat wtedy, kiedy np. ojciec jest wściekły po przyjściu z pracy. Inny przykład, kiedy w domu pełnym, niewyrażonej do siebie złości przez małżonków, dziecko ma duszności. Ciekawe kto, kogo chciałby udusić? Obcując z takimi ludźmi mamy wrażenie, że jeśli nie opuścimy towarzystwa, to zaraz i my się udusimy. Komu było dane przeżyć ostrą kłótnię rodziców w dzieciństwie może sobie przypomnieć, jak rosło napięcie (gniew, rozpacz) i jednocześnie bezradność. Jeśli takie dziecko nie wyrazi uczuć w żaden sposób, nie wyładuje napięcia, a rzadko ma możliwość, będzie impulsywne, albo zacznie somatyzować - reagować poprzez ciało. Inaczej radzą sobie z tym nastolatki, a inaczej niemowlęta, które przecież nie mówią. Częstym przykładem bywa reakcja alergiczna i drapanie się dziecka, nawet do krwi. Jest to bardzo agresywny "gest". Czasami w efekcie relacji rodziców, czasami w służbie jednego rodzica. Trudno tu o jakiekolwiek reguły... Dziś mówimy o alergiach pokarmowych. No tak, dziecko wyraża: "to czym jestem karmiony mi szkodzi".

Wielu rodziców pomija zupełnie porządek starszeństwa w rodzinie, o którym pisze Bert Hellinger. Kto był wcześniej - jest ważniejszy, należy mu się więcej. Niesprawiedliwe prawda? Chcemy dać wszystkim dzieciom po równo. Zobaczcie co się dzieje, kiedy pojawia się kolejne dziecko. Starsze momentalnie się regresuje (cofa w rozwoju emocjonalnym), jeśli nie dostaje należytej uwagi. Kilkuletnie dzieci zaczynają się moczyć, lub chcą być karmione na kolankach, jak niemowlęta. Niemało rodziców faszerowało takie dzieci lekami, bo lekarz wskazywał przyczyny biologiczne. No tak, tylko skąd przyczyny biologiczne? Ciało jest w służbie duszy. Nie znam przypadku, żeby było odwrotnie.

Wrócę jeszcze do do relacji między rodzicami. Rodzice w dziecku widzą odbicie drugiego rodzica - ojca lub matki. Kiedy nie akceptują tej części w dziecku, otwarcie wskazują, co ich złości we własnym związku. Nierzadko dzieci dostają lanie za drugiego rodzica. Walcząc z pewnymi zachowaniami dziecka walczymy z partnerem. Mówimy dziecku: "Nie możesz takie być. Musisz być takie jak ja, wtedy będzie ci lepiej w życiu". Chyba nie muszę pisać o tym, że dzieci uwielbiają robić odwrotnie.
Ojciec, który mówi córce: "jesteś taką samą wariatką, jak twoja matka", może widzieć to dwojako. Albo może być z niej dumny, albo stwierdzić, że straci na tym w życiu. W pierwszym przypadku kocha i szanuje swoją żonę. W drugim oświadcza, że zmarnował sobie życie, mając za żonę jej matkę.

W przypadku rodziców rozwiedzionych, trzeba pamiętać o jednym. Na świadomym poziomie dziecko jest lojalne wobec rodzica, z którym mieszka. Na poziomie nieświadomym, identyfikuje się z drugim rodzicem, który najczęściej jest wykluczany. Nie znajdą w tym pociechy rodzice, którym wydaje się, że "wygrali sprawę o dziecko". Tak naprawdę przegrali z kretesem, dlatego że walczyli. Dzieci będą nieświadomie w służbie wykluczonego rodzica. Dopóki opiekujący się rodzic nie znajdzie akceptacji i szacunku do byłego partnera, dopóty będzie na przegranej pozycji. Zamiast walki musi pojawić się szacunek. Podobne zadanie stoi przed nowym partnerem osoby rozwiedzionej. Musi uszanować poprzedniego męża/żonę i dziecko. Musi uznać, że dziecko to ma pierwszeństwo przed nim. Inaczej nie będzie szansy na związek. Tym bardziej nowy partner nie ma prawa i nie powinien zajmować miejsca poprzedniego rodzica. Dziecko już ma ojca i matkę, a nowy partner nigdy nim nie będzie. Tego rodzaju hipokryzja lubi odbijać się czkawką.

Jak pisałem, podłoże może być dwojakie, dotyczyć aktualnej rodziny - rodziców, rodzeństwa - a także systemowe, czyli sięgające (w ujęciu Berta Hellingera) znacznie głębiej. Do systemu rodzinnego należą także inni, nie tylko żyjący i najbliżsi, np. ofiary i sprawcy szczególnego losu członków rodziny, nienarodzone dzieci, poprzedni lub trzymani w tajemnicy partnerzy rodziców, itd. Zwykle dzieci (młodzież) swoimi objawami pokazują rodzinie te osoby, które należą do rodziny, a którym odebrano prawo do przynależności. Dzieci poprzez chorobę wyrównują coś w systemie rodzinnym (żeby nie musiał tego robić rodzic). To wielkie poświęcenie z miłości. Trudno tutaj także o schematy i klarowną psychopatologię. Dzieci mogą identyfikować się z osobami w systemie rodzinnym, a widoczne to będzie w objawach i zachowaniu dziecka. 
Dla przykładu, dziecko moczące się, może swoim zregresowanym zachowaniem, niechęcią do dojrzewania, pokazywać matce dziecko, które ta usunęła i o którym zapomniała, Widziałem wielu ludzi dorosłych, mających 40 lat, którzy wyglądają jak dzieci. Albo przejawiają dziecięce zachowania. Kochają się bawić, nie mogą założyć rodziny, są nadal jak dzieci. To często wskazuje właśnie na identyfikację. 
Bywa i tak, że dzieci płacą za "grzechy ojców i dziadków" swoim życiem. To wyrównanie. Gdybyśmy mogli poznać losy rodzin umierających nastolatków, może dało by nam to do myślenia. Media i prokuratura poruszają się w świecie podłoża podstawowego, o którym pisałem wyżej. Szukają klarownej przyczyny i winnego. Niestety, ale często jest to za mało. Nie godzimy się na to , kiedy słyszymy że to ruch miłości dziecka, podobnie jak anoreksja - umieranie "za kimś" lub "za kogoś". Poczucie sprawiedliwości nie będzie nasycone, dopóki nie znajdzie się winnego. Tak to już jest w dzisiejszym świecie. Hellingeroza = szarlataneria, a szkoda.

Problemy dzieci są przejawem ich miłości. Trudno pogodzić to z faktem, kiedy dziecko sprzedaje złotą obrączkę rodzica w lombardzie, żeby mieć pieniądze na narkotyki. Trzeba jednak zobaczyć, że takie postępowanie nastolatka, jest np. próbą ratunku rodziców. Problemy rodziców mogą być nawet głęboko skrywane w tajemnicy, albo przez niego nieuświadamiane. O pewnych rzeczach można w ogóle nie mówić, ale dzieci czują i działają nieświadomie.

Wymaga to trochę przewrotnego myślenia, ale dziecko swoim problemem "nie robi czegoś nam", ono "robi coś dla nas". Dziecko kocha i pokazuje: Dla ciebie zostaję w domu. Dla ciebie będę dzieckiem. Dla ciebie nie chcę żyć. W ten sposób cię ochronię. W ten sposób cię uchronię. Ja za ciebie mamo, tato... 

Trzeba przypomnieć na koniec rodzicom, że to oni mają największy potencjał do pracy nad problemem dziecka. Żaden specjalista nie będzie lepszy od rodziców. A już tym bardziej, nie ma on lepszej recepty na wychowanie.

Specjalista nie naprawi zepsutego dziecka.
Bowiem nie ma zepsutych dzieci, są tylko zepsute więzi.