Witam w Psycho-Fusach!

Kiedy pijesz kawę lub herbatę, to wypijasz napój będący jej esencją. Na dnie kubka zwykle zostają fusy. Wszystko, czego doświadczamy w życiu, również zostawia fusy - emocjonalny odcisk. Jeśli przyjrzymy się mu bliżej, pobędziemy z nim, to doświadczymy odkrycia tego, co ważne, a co w psychoterapii nazywamy wglądem.

Mój blog, to notes dla moich wglądów, które pojawiały się w trakcie szkoleń, doświadczeń terapeutycznych, superwizyjnych, czy pracy w gabinecie.
Zamiast wysypywać je do kubła nieświadomości, dzielę się nimi - z Wami.

Mam nadzieję, że lektura bloga pozwoli Państwu odkryć to, co ważne.


Pozdrawiam -
Jakub Bieniecki

6 czerwca 2013

O adopcji i bezpłodności

    Jakiś czas temu pomyślałem, że mógłbym napisać o adopcji, jednak zdaję sobie sprawę z tego, że jest to temat mocno kontrowersyjny. Szczególnie w odniesieniu do filozofii hellingerowskiej. Wielu zapewne się nie zgodzi, bowiem moralność bierze górę nad przyjęciem losu. 
    
   Zapewne czołowe miejsce wśród przeciwników zajmują osoby pracujące w obszarze ochrony praw dzieci, psycholodzy, pedagodzy, czy pracownicy socjalni. Większość z nas zdaje sobie sprawę z tego, że nieludzkie jest katowanie dzieci, porzucanie ich na śmietniku, a nawet zrzekanie się do nich praw, zaraz po urodzeniu. Matka, która rodzi i porzuca dziecko, to przecież potwór prawda? To, co czasami relacjonują pracownicy socjalni, którzy odbierali dzieci  z rodzin tzw. patologicznych też woła o pomstę do nieba. Przemoc, zaniedbanie, pijaństwo lub narkomania rodziców - to wszystko krzywdzenie dzieci. Takie dzieci trzeba zabierać rodzinom i już - powiedzą zwolennicy funkcjonującej jeszcze patologicznej ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Nie chcę się wdawać w dyskusję na temat tego bubla, wystarczy prześledzić opublikowane w mediach przypadki nadużyć. Wracając do tematu, na zdrowy rozsądek, lepiej niektórym dzieciom było by już w domu dziecka, w rodzinie zastępczej lub adopcyjnej. Innymi słowy adopcja jest w służbie dobra dziecka. Tak podpowiada zwykła logika. Natomiast praktyka terapeutyczna ukazuje często co innego.
   
    Wydaje się sprawą oczywistą, że parom, które nie mogą zajść w ciążę, nawet z wykorzystaniem osiągnięć współczesnej medycyny, jakim jest dostępność in-vitro, adopcja pozostaje jedyną nadzieją na posiadanie dzieci. Pary te nie godzą się na dany im los. Trochę tak, jakby Bóg (jeśli ktoś wierzy) dawał wyraźny znak: "Wy nie możecie mieć dzieci", a para odpowiadała mu (kulturalnie rzecz ujmując): "my się na to nie godzimy". Jakby tego nie ująć, postawa ta jest arogancka. Dobrze się to kontrargumentuje dobrymi intencjami, szczerymi chęciami - "damy dziecku naszą miłość, opiekę, no i będzie mieć rodziców".
Z moralnego punktu widzenia, jest to postawa godna naśladowania. Niestety moralność często stoi w opozycji do szacunku i miłości. To co moralne, chce pozostać czyste. To, co wypada, oraz nie wypada, sprawia, że wywyższamy się ponad innych  i ich los. 

   To, że para (lub jeden z partnerów) nie może mieć dzieci, jest najczęściej wynikiem obciążeń systemowych (rodzinnych) lub ceną własnego postępowania. Częstą dynamiką, spotykaną w terapii, jest aborcja lub śmierć dziecka w rodzinie. Jednak nie można kierować się dogmatami. Bywa tak, że dynamika ma związek z poprzednimi partnerami rodziców lub dotyczy ich związków, czy dzieci pozamałżeńskich - owianych tajemnicą. Bywa też, że po prostu partnerzy nie są gotowi na to, by zostać rodzicami, co związane jest z osobistymi relacjami z matką lub ojcem. Ciekawą dynamiką, z którą się spotkałem była niepłodność partnera w służbie drugiej osoby. W tym sensie partner swoją bezpłodnością czekał z miłością, aż druga osoba dojrzeje. Słyszeliśmy nie raz o parach, którym nie udało się zajść w ciążę, a po rozstaniu i poznaniu nowego partnera, w krótkim czasie pojawiało się dziecko. Jakby bezpłodność była tylko złym snem. Nie jest moim celem sugestia, że partnera należy zmienić. Piszę o tym  po to, by uświadomić niektórym parom, że poza ginekologiem, warto czasem spróbować psychoterapii. Może to pomóc otworzyć zablokowany przepływ miłości w rodzinie.
   Czasami zmiana zachodzi samoistnie lub nieświadomie. Partnerzy opłakują dziecko, które nigdy się nie urodzi (a które nie urodziło się w systemie). Czasami trafimy na ginekologa, który kieruje swoimi zaleceniami kobietę w stronę jej matki. Jeśli kobieta jest pokorna i przestaje w końcu dąsać się na matkę, zaczyna widzieć i kochać ją w sobie. Wtedy staje się kobietą w pełni.
Podobnie jest z historią mężczyzny, który odrzucił przemocowego ojca alkoholika. W końcu przestał się bać własnej agresywności, pozwolił sobie poczuć złość i upił się. Puściły hamulce i - dziwnym zbiegiem okoliczności - wynikiem ostrego seksu była ciąża. Mężczyzna niejako "połączył się" ze swoim ojcem, odnajdując go w sobie.
Są też pary, które od wielu lat bezskutecznie próbują zajść w ciążę. Widzieliście kiedyś takie dwa chodzące "trupy"? Pytamy:
- A co wy jesteście tacy umęczeni?
- Staramy się o dziecko - odpowiadają z podkrążonymi oczami, ledwo stojąc na nogach.
Ich seks jest niczym praca w kamieniołomie - uciążliwa, męcząca, depresyjna. Seks jest pozbawiony życia, spontaniczności i radości. Dopiero, kiedy odpuszczą, znikną zarzuty, poświęcają czas sobie, zaczynają o siebie dbać, odpoczywają i nabierają życia. Kiedy partnerzy czerpią radość z kochania, z bycia razem - pojawia się życie. Dziecko nie jest efektem mozolnej pracy, a owocem spełnionej miłości.
Życie bierze się z życia.
Coraz częściej słyszę także o negatywnych skutkach zażywania tzw. antykoncepcji awaryjnej ("dzień po"). Sophie Hellinger na jednym ze spotkań wskazywała, że jest to rodzaj ruchu przeciwko życiu, czy też pozbywanie się życia. Nie ma znaczenia, czy doszło do zapłodnienia, czy nie. Skutki są brzemienne. Praca terapeutyczna jest podobna do pracy z aborcją - jest to utrata dziecka i powinniśmy przyjąć winę (nie obwiniać się). Jeśli nie robimy z tym nic, to tak, jakby część nas zostawała w tym miejscu - braku życia.
   
   Wrócę do rozważań na temat adopcji. Dzieci w rodzinie przejmują obciążenia systemowe. W ten sposób wszyscy płacimy naszą ceną za życie. Inną sprawą jest to, że dzieci z miłości do rodziców biorą na swoje barki problemy, które do nich nie należą. Często przyjmują na siebie "patologię" rodziców. Tym samym odciążają rodziców, a nawet całą rodzinę. Bywa, że dzieci przyjmują na siebie agresję i morderczość jednego rodzica, wobec drugiego. Dzieci się poświęcają. Być może to wyjaśnia tragedie, o których zdarza nam się słyszeć w mediach, choć trudno się nam z tym pogodzić.
   Tutaj dochodzimy do sedna kłopotów z adopcją. Dzieci adoptowane, poza obciążeniami własnego systemu rodzinnego, przejmują także obciążenia rodziny adopcyjnej. W pewnym sensie rodzice adopcyjni potrzebują do tego dzieci. A one się przed tym bronią, stąd różne przejawy zaburzeń funkcjonowania. 
Rodzice adopcyjni mówią: "przecież włożyliśmy tyle serca w wychowanie dziecka, traktowaliśmy jak nasze własne, skąd zatem takie problemy?". Dziecko adoptowane chroni siebie przed obciążeniami rodziny adopcyjnej, rodziny pochodzenia, a jednocześnie chroni rodziców biologicznych i rodziców adopcyjnych. Ono niesie duży ciężar. Płaci dużą cenę. Dziecko adoptowane ukazuje swoimi problemami różne obszary. Im dalej jest od rodziny pochodzenia i biologicznych rodziców, tym więcej problemów.
  
   Co mogą zrobić rodzice adopcyjni, żeby ograniczyć problemy dzieci adoptowanych? Po pierwsze musimy sobie uświadomić, jak łatwo rodzicom adopcyjnym przychodzi zapominanie o biologicznych rodzicach dziecka. Spoglądając na dziecko, muszą widzieć w nim jego prawdziwych rodziców. Bez względu na to, kim byli, trzeba traktować biologicznych rodziców (w dziecku) z szacunkiem, bo tylko wtedy będziemy szanować dziecko. Jeśli będziemy się wynosić ponad tych rodziców, dziecko będzie ich bronić (w sobie).
   Podobna praca osobista stoi też przed dzieckiem adoptowanym. Powinno ono szukać drogi do swoich rodziców. Jeśli nie ma możliwości kontaktu, lub rodzice nie żyją, wtedy dziecko powinno szukać rodziców w sobie.
   W filozofii Berta Hellingera mówimy o wyrównaniu. Wyrównujemy to, co dostajemy od innych. Wyjątek stanowi relacja dzieci i rodziców. Dzieci nie muszą oddawać rodzicom. Dzieci wyrównują poprzez dawanie swoim dzieciom. Czy tak samo działa to w kontekście rodziców adopcyjnych? Na to pytanie nie znam odpowiedzi. Wiem jednak, że jeśli ktoś nie może wyrównać tego, co dostał, może coś sobie odebrać, lub coś stracić. A szkoda, bo wtedy wiele dobrego idzie na marne. Jednak czasami wystarczy podziękować. Dzieci adoptowane są winne wdzięczność rodzicom adopcyjnym. Wypada się pokłonić z szacunkiem. Dobrze jest też zrobić coś dobrego ze swojego życia, żeby to, co od nich dostały, nie poszło na marne.
  Jeśli adoptowane dziecko ma rodzeństwo, kontakt ten bywa zbawienny i dodaje wiele sił. Warto dbać o relacje z rodzeństwem, wujostwem czy dziadkami. Rodzina pochodzenia (a także narodowość, kultura czy religia) jest źródłem siły i miłości do życia, jeśli tylko się na nią otworzymy. Jesteśmy z nią połączeni na zawsze, odcięcie nie jest możliwe.

Drzewo nie odcina się od korzeni  - zwykle robią to ludzie.

Pozdrawiam - JB