Witam w Psycho-Fusach!

Kiedy pijesz kawę lub herbatę, to wypijasz napój będący jej esencją. Na dnie kubka zwykle zostają fusy. Wszystko, czego doświadczamy w życiu, również zostawia fusy - emocjonalny odcisk. Jeśli przyjrzymy się mu bliżej, pobędziemy z nim, to doświadczymy odkrycia tego, co ważne, a co w psychoterapii nazywamy wglądem.

Mój blog, to notes dla moich wglądów, które pojawiały się w trakcie szkoleń, doświadczeń terapeutycznych, superwizyjnych, czy pracy w gabinecie.
Zamiast wysypywać je do kubła nieświadomości, dzielę się nimi - z Wami.

Mam nadzieję, że lektura bloga pozwoli Państwu odkryć to, co ważne.


Pozdrawiam -
Jakub Bieniecki

19 marca 2013

Bajka o zespole jelita drażliwego

Pewnego razu korytarzem jelita wędrowała typowa karawana jedzenia - ziemniaki, buraczki, oraz schabowy. Oczywiście każdy kawałek płynął kanałem w wygodnym dla siebie miejscu, czasem ziemniak przy buraczku, czasem przy schabowym. Porozsadzane niczym dzieci w wagonikach. Jak to w podróży rozmawiały na różne tematy, dzieliły się wspomnieniami. Ziemniaki i buraczki wspominały zeszłoroczne lato, a i o dziwo nawet schaboszczak przyjął swój los po tym, w jak pięknej kreacji, przyszło mu odbyć jedną z ostatnich podróży.
Choć młody ziemniak wiele słyszał o podróżach zaskoczony był widokiem kosmków pracujących i przesuwających kolejkę. Przerwał rozmowy z towarzyszami podróży, aby przyjrzeć się pracy rzęsek. Widok zespołu złożonego z setek rączek pracujących nad kolejką, napełnił go podziwem i szacunkiem. Wszystkie łapki na tym odcinku w równym rytmie odginały się, łapały kolejkę i łagodnie przesuwały ją dalej. Po czym puszczały kolejkę, odchylały się znowu w drugą stronę, łapały i tak płynnie trwała praca, kiedy tylko w ich zasięgu coś się pojawiało. Przypominało to obraz złocistych łanów zboża, które razem wszystkie kołyszą się tak, jak zagra im wiatr.
Z zadumy wytraciło go, kiedy kolejka zatrzymała się z hukiem. Wtedy też młody ziemniak zobaczył przed sobą zastój na trasie. Po twarzach kosmków rozpoznał różne nastroje panujące w zespole. Widać było, że praca nie szła tutaj najlepiej. Zapytał więc zmęczonego kosmka: 
- Witam, coś nie idzie najlepiej?
- Miło, że pan pyta, bo tu wszyscy ostatnio mają nas w dupie! Jak pan chcesz, to ja panu opowiem jak tu życie wygląda, bo i tak stoimy z robotą.
A że ziemniak młody był i serdeczny, miłości i uwagi nigdy nikomu nie skąpił, przytaknął zamieniając się w słuch. Rad był i kosmyk widząc, że w końcu ktoś z troski pyta o ich los.
- Powiem panu, że my tu swoją robotę mamy i ją bardzo lubimy. Ale odkąd szef ma zmienne nastroje to tak nam w dupę daje, że my już sami nie wiemy, czego on chce. 
Ostatnio drze się na nas, że za wolno pracujemy. Chłopaki urobieni po pachy, nie mają wytchnienia, zapierdol taki, że aż łokcie bolą. Ale jemu ciągle mało, szydzi z nas, albo dowala nam, że jesteśmy nieudacznikami! Jak jeszcze się wydrze na nas to dobrze, bo wiemy co się dzieje, tam u niego w środku. Bywają też takie ciche dni, że gnida nie mówi nic. Ale my wiemy, że on ma focha i wtedy nie wiadomo czy mu pasuje, czy nie pasuje. Jak pracujemy tak jak chciał wcześniej, to źle, jak zmieniamy, to też źle. Nie powie, czego oczekuje, a ma wiecznie pretensje. Tak źle i tak nie dobrze! No to weź się pan w końcu kurwa zdecyduj! Widzi pan chłopaków, oni wszyscy czują to samo, wszyscy rozdrażnieni. Ale nikt nic nie powie. Czemu?  Bo strach panie, że z roboty wywalą, a tu rodzina na utrzymaniu. Popatrz pan na te małe kosmki, jakie smutne, że rodzice wycieńczeni i nie ma czasu, żeby spokojnie z nimi usiąść.
A na przykład jak przyjmie gości na imprezę i przechodzi tędy taki tłum przeróżny, towarzystwo kolorowe, pijane, i ciągle tylko "szybko, szybko", to my nie nadążamy z robotą. Nie to, że coś mamy do alkoholu, bo lubimy też wypić i takich gości też obsługujemy. My mamy szacunek do wszystkich, niczym porządny dom weselny, bo taka nasza praca i mówię panu, że każdy z nas tę robotę lubi. 
W takim stresie to my tego tłumu nie ogarniamy. Lecą panie na łeb na szyję, że mało nam rąk z dupy nie pourywa. Ale to mało. Wezmą jakieś narkotyki, chemię okropną nam dodają do posiłków, żebyśmy lepiej pracowali. Popatrz pan na Wacka, jaki on cały zielony, jakby choroby morskiej się nabawił. Otumaniony przez chemię, pracuje jak robot. To mu ciało i duszę wyjaławia, z gościem już pogadać nie idzie i nie wiadomo ile tak jeszcze pociągnie... Obóz pracy panie! Niedługo my tu wszyscy popadamy, bo już niewiele sił nam zostało.
- A czemu się nie postawicie razem? Przecież w kupie siła! Weźcie się panowie w garść, stańcie twarzą w twarz z szefem i krzyknijcie w końcu głośno: "Więcej szacunku kurwa twoja mać!". Choć z drugiej strony myślę, że szef też nie miał lekko w życiu i dlatego taki spięty. Jak już tupniecie nogą, to popatrzcie na niego życzliwie. On jest też ciągle rozdrażniony. I w dodatku, też nim pogardzacie. W gruncie rzeczy, to jesteście do siebie podobni.
- No w sumie racja...
- Ja panu jeszcze opowiem panie kosmyk, jak mi się kiedyś przyśniła kuzynka śp. Vineta. Ona kiedyś płynęła po takim kanale, jak z bajki. Kosmki uśmiechnięte, promienne, falujące niczym spokojne morze. Praca płynna, radosna, że aż miło... Tam jakiś wyjątkowo wyluzowany szef musiał być. Gość mówi: "Chłopaki przerwa. Czas na relaks!". No i chłopaki się kładą, odpoczywają, opowiadają dowcipy... Ale w ogóle dziwna z nimi sprawa. To jedzenie, które tam wędrowało, to aż lśniło, jak złoto. Oni mówili, że tak jest, kiedy je się z miłością. I kiedy dotykali rękami kolejkę by ją przesunąć, to potem ich dłonie się świeciły. I zaraz  po pracy w wolnej chwili, przykładali te dłonie do tułowia i przekazywali tą energię sobie. Oddychali przy tym głęboko i powoli, jakby oddechem robili miejsce na to światło. Było widać, jak z każdym kolejnym oddechem, z dłoni do ich brzuszków płynie to lśniące ciepło, jak rozchodzi się i obejmuje ich ciała. Jakby ktoś bliski obejmował ich z czułością i miłością. Po czym promienieli, a na ich twarzach pojawiał się uśmiech. I tak w każdej wolnej chwili. A widok ponoć był piękny, jak oni razem kołysali się we wspólnym rytmie. Jakby cały kanał unosił się powoli i opadał, jakby był skąpany w słońcu, na spokojnej, morskiej fali... O, właśnie otworzyli przejazd - wszystkieeegooo dobreeegooo panie kosmku!
 - Ech, dzisiejsza młodzież, to się bajek nasłucha... - rzekł pod nosem kosmyk i zabrał się do roboty.