Pewien starzec będąc w gościnie poznał młodą i piękną kobietę, która od razu wydała mu się smutna. Pytając o powód usłyszał, że to zwykła chandra. Spojrzał jednak kobiecie w oczy i od razu zrozumiał, że młoda panna tęskni za miłością, że doskwiera jej samotność. W skromnym jej geście zauważył starzec, że na jej prawej dłoni znajdują się dwa pierścionki. Jeden na palcu, na którym zwykle panny noszą pierścionki zaręczynowe, zaś damy obrączki. Na palcu wskazującym drugi - podobny.
Rzekł wtedy starczec do panny, że jej ręka nie jest wolna, a młodzieniec, który spojrzy na tę dłoń w błyskotkach, zrozumie, że panna zajęta. Cóż się dziwić zatem, że cierpi samotność, kiedy nie ma miejsca, dla potencjonalnego młodzieńca. Dał więc starzec do zrozumienia pannie, że mając te pierścienie, jakby w więzi pozostawała.
Nastepnie zapytał starzec o pochodzenie pierścieni i dowiedział się, że jeden rzucony był w gniewie przez pannę, której związek właśnie się rozpadł. Drugi zaś, po pierwszej miłości rozstanej, do pory tej nosi. I tak oto młoda i piękna panna zrozumiała, że na dłoni swej dzierży od lat, symbole miłości straconych i więzi w gniewie zerwanych.
Zaskoczona niniejszym natychmiast zdjęła pierścienie i wcisnęła starcowi w dłoń, by je zabrał. I tak oba, klejnotem i srebrem lśniące, zniknęły w kieszeni starczej mądrości, a dłoń panny pozostała naga, naturalna, bez ozdób i wolna niczym ptak.
Pożegnawszy się z panną, starzec wyruszył w drogę rozmyślając, cóż z owymi pierścieniami uczynić. Oczyścił je, obmył i wypolerował na blask. Choć pierścienie, przypominały teraz zupełnie nową, lśniącą biżuterię, starzec nadal czuł zapisaną w nich historię. Nie mógł wyzbyć się uczucia, że pierścienie mają dusze.
Będąc w gospodzie chciał zdać się na los. Położył więc starzec na ladzie pierścienie i odsunąwszy się, obserwował, co się stanie. Ciekaw był, kto weźmie te bezpańsko pozostawione błyskotki.
Zarówno zamężne damy, jak i młode panny, zainteresowane błyskiem - ku zdumieniu - pierścieni owych nie chiały. Dotykały, przymierzały, oglądały, ażeby po chwili, ze skrzywieniem odłożyć je z powrotem. I kiedy minął dzień cały, a pierścieni nikt nie wziął, pochwycił je starzec i ruszył dalej w drogę.
I szedł i dumał, aż nagle zatrzymała go myśl. Stanął, niczym rażony piorunem, bowiem zrozumiał. Nikt nie chciał darmo pierścieni, bowiem cena, jaką przyszło by zapłacić, była wysoka. Kto wziąłby pierścienie, wziąłby je z ich losem. Skazany byłby na rozstanie w gniewie, bądź samotność i tęsknotę.
Postanowił zatem odczynić urok. Położywszy pierścienie na dłoni, zamknął oczy i pozwolił sobie, by jego dusza połączyła się z pierścieniami. Natychmiast ukazali mu się ludzie i ich zrozpaczone serca.
Przez starca przepłynął gniew, a że serce miał pełne miłości - czekał. Po długim czasie pojawił się smutek i tęsknota. Stał więc i płakał nad losem młodzieńców dopóki, dopóty nie pojawiła się zgoda. A potem poczuł wzajemną do siebie wdzięczność kochanków i zobaczył jak rozstają się ze zgodą i z szacunkiem. Wtedy poczuł starzec miłość i tchnął ją w pierścienie.
Kiedy otworzył oczy ujrzał starego lichwiarza, którym to w mieście gardzono. Skupywał on bowiem cenne przedmioty od ludzi, którzy byli w biedzie. Przedmioty te mogli wykupić, jednak za cenę wyższą, a kiedy nie stawiali się w wyznaczonym czasie, lichwiarz bez skrupułów sprzedawał je dalej.
Wetknął starzec w dłoń złośliwej lichwie pierścienie, uśmiechnął się pod nosem i ruszył radośnie dalej,
A co z młodą, piękną panną oraz jej wolną ręką? Niechaj pozostanie to tajemnicą...