Smutne wglądy ostatnio pojawiły mi się na temat feministek. Feminizm w swych założeniach dąży do równouprawnienia, co przeinterpretowane jest na "walkę o prawa". Tradycyjnie, tam gdzie się o coś walczy, tam pojawia się relacja prześladowcza, a co za tym idzie pojawia się - niszczenie. Ja to się przekłada na codzienność?
Nurt feministyczny wymknął się spod kontroli. Pod pretekstem walki o równe prawa toczona jest walka z męskością. Kobiety wychodząc z założenia, że są gorsze czy poniżane, próbują rywalizować na wszelkich obszarach z męskością. I udaje się im to dziś z powodzeniem. Kobiety pozostające w tym nurcie agitują do siły i niezależności od mężczyzn. W obawie przed (często irracjonalnym) poniżającym traktowaniem lub nawet bez takich obaw - zaczynają gardzić mężczyznami. W tym miejscu dokonują wykluczenia mężczyzn.
Co bardziej zagorzałe feministki powiedzą - "I bardzo dobrze, niech zobaczą jak to jest!". Ma to zatem wymiar zemsty. Być może jest to wymiar kastracyjny, wynikający ze złości do ojca czy lęku przed nim. Być może ma to głębszy wymiar systemowy - rodzinny, międzypokoleniowy - związany z trudnym losem kobiet w rodzinie. W każdym razie obecna jest typowa relacja prześladowcza, którą feministka odtwarza raz z roli ofiary, a raz ze sprawcy. I tak w kółko.
Pojawia się też wymiar walki z matką - własną kobiecością. Co ciekawe, bardzo często zagorzałe feministki ubierają się w spodnie, mają krótko przystrzyżone włosy, są butne, agresywne. W połączeniu ze stylem życia upodabniają się do mężczyzn, skutecznie odcinając się od swojej kobiecości. To, co kobiece, a co mężczyźni kochają w kobietach, zostaje przez nie zdeptane, zepchnięte - wykluczone. Zatem feminizm poza wykluczaniem męskości, wyklucza też kobiecość. Jest to zatem podwójna strata.
Poza tym prowadzenie walki z pogardą na twarzy nigdy nie spotka się z szacunkiem ze strony zarówno mężczyzn jak i kobiet. Cóż zatem za dziwną walkę uprawiają przedstawiciele nurtu feministycznego? Czemu to służy?
Czy kobieta świadoma swojej kobiecości, spełniona jako kobieta, podziwiana i adorowana - czy ona o coś musi walczyć? Nie. Czy ona spełniła się jako kobieta walcząc z mężczyznami? Oczywiście, że nie. Jak mężczyźni
traktują
kobiety, które kochają i szanują mężczyzn? Z miłością.
Wracając do pytania, czemu służy feminizm? Gdybyśmy pozwolili feministkom zrealizować ich skryte fantazje mielibyśmy do czynienia z mordem i sadyzmem na szeroką skalę :) Tak czy owak, typowa bojowa feministka przywołuje sobą i swoim zachowaniem sprawcę. Feministki próbują zatem połączyć nieświadomie te dwa wymiary - sprawcy i ofiary. Niestety rzadko są one świadome swojego morderczego wymiaru, pogardy, wykluczania. I odnalezienie tego wszystkiego w sobie, to pierwszy krok w stronę mężczyn. Bowiem feministki tęsknią za mężczyznami.
Wszystkie spotkane przeze mnie walczące feministki pod maską pogardy i agresji ukrywały wielkie pokłady smutku. Zaobserwujcie to. To swoisty zakaz kochania mężczyzn. Dlatego na ten smutek i tęsknotę, nie mogą sobie pozwolić.
Przyznanie się do tego przez feministkę, wraz z wyznaniem potrzeby bliskości, jest niczym zdrada, dezercja. Ceną za brak lojalności, jest ogromne poczucie winy. Jeśli jednak chcą kochać, muszą tą cenę zapłacić.
Jest jeszcze jedna opcja. Można poprosić o zwolnienie ze służby. Pytanie tylko przed kim trzeba się pokłonić - mężczyzną, czy może kobietą?
Jest jeszcze jedna opcja. Można poprosić o zwolnienie ze służby. Pytanie tylko przed kim trzeba się pokłonić - mężczyzną, czy może kobietą?