Witam w Psycho-Fusach!

Kiedy pijesz kawę lub herbatę, to wypijasz napój będący jej esencją. Na dnie kubka zwykle zostają fusy. Wszystko, czego doświadczamy w życiu, również zostawia fusy - emocjonalny odcisk. Jeśli przyjrzymy się mu bliżej, pobędziemy z nim, to doświadczymy odkrycia tego, co ważne, a co w psychoterapii nazywamy wglądem.

Mój blog, to notes dla moich wglądów, które pojawiały się w trakcie szkoleń, doświadczeń terapeutycznych, superwizyjnych, czy pracy w gabinecie.
Zamiast wysypywać je do kubła nieświadomości, dzielę się nimi - z Wami.

Mam nadzieję, że lektura bloga pozwoli Państwu odkryć to, co ważne.


Pozdrawiam -
Jakub Bieniecki

11 maja 2010

O muzyce z serca

Kiedyś z przyjaciółmi szukaliśmy miejsca, by w letnie popołudnie ugasić pragnienie w jakimś lokalu. Idąc przez rynek usłyszeliśmy muzykę, która jak po sznurku doprowadziła nas do miejsca spoczynku. I tak w ogródku tej restajuracji, która już nota bene nie istnieje, grał zespół dwóch muzyków. Dwóch, ponieważ, jak mówili, koledzy nie mogli przyjść. Dlatego czasem jeden brał gitarę, czy siadał do pianina, a drugi brał trąbkę, albo saksofon... I tak grali, a ich muzyka rozbrzmiewała wzdłuż całej uliczki prowadzącej na zielonogórski rynek. Niby to tylko dwóch grajków, starszych panów, ale zauważyłem coś ciekawego.

Wsłuchany w koncert odpłynąłem myślami i uczuciami na jakieś 10-15 minut. Można powiedzieć, że wpadłem w pewien rodzaj muzycznego transu, w trakcie którego przeniosłem się w zupełnie inne miejsce. To, co mnie bardziej zdumiało w tej sytuacji, to że w ludziach z ulicy dokonywał się podobny proces. Obojętni i obcy ludzie zatrzymywali się, by posłuchać. Na środku chodnika pewien młody człowiek zatrzymał się w bezruchu, spoglądał do góry, czasem kiwając lekko głową. Stał tak przez jakieś 10 minut, po czym - jak gdyby nic - ruszył w swoją stronę. Inny z kolei zaczął dopingować muzyków i tańczyć. Jakaś pani stała 10 minut przed pasami, chociaż nic nie jechało. Ktoś zza rogu wyszedł tyłem, jakby pociągnięty za kołnierz. Jakiś mężczyzna usiadł na bruku opierając się o elewację. Inni po prostu spoglądali i w rytm muzyki poruszali głowami, idąc dalej... 

Nie miało znaczenia, czy był to młody student, czy pani w garsonce, czy bezdomny człowiek, czy starsza pani z zakupami. Muzyka - niczym magia - przenosiła tych ludzi w inne, znane tylko im, miejsca. Wtedy dotarło do mnie, że możliwe to jest tylko wtedy, gdy muzyka, czy śpiew wypływa z duszy, przepływając przez instrument, który jakby był jej przedłużeniem. Można być wprawnym muzykiem, doskonałym technicznie śpiewakiem, ale jeśli muzyka nie wypłynie z serca, to nie dotrze do serca. Zatrzyma się na poziomie ucha i w żaden sposób nas nie poruszy.

Oczywiście, kiedy nasze serce się zamyka, to też niewiele do niego wpłynie.
Wszystkiego dobrego!

JB